Taki nokturn i o tej porze, to chyba powinien tylko tu trafić:
Za oknem, które ciągle wygrywa w konkurencji z monitorem mam zwykły banał nocy. Nawet ostatni nietoperz umknął mi przed migawką aparatu.
Wolne dni, długie ciepłe noce - to niechciana pora samotników, ale podobno też wymarzona dla wampirów, seryjnych morderców dziewic (jak je owi mordercy znajdą), oraz czas niespełnionych poetów i marzycieli. A nie jestem pewien, czy oni nie są groźniejsi od wampirów. A tak szczerzej, to nic tak nie wdeptuje w samotność, jak oglądanie o tej porze nieba. Wobec takich widoków nie można już czuć się bardziej samotnym niż się jest.
Teraz w moim radiu "Czesław śpiewa" więc wolę przesłuchiwać sobie "Czego słuchają Kwidzyniaki", bo i gust mają bardziej wyrafinowany, a poza tym - tam, każda tamtejsza propozycja muzyczna jest bardzo wyraźną i czytelną, chcianą lub nieuświadamianą prezentacją osobowości autora wpisu. Po kolei poznaję ich bardziej prawdziwie i wierniej z tego co chłoną uszami, niż z ich pisemnych autoprezentacji.
Muza, którą nam od siebie proponują o wiele więcej o nich mówi, niż inne wygłaszane tam przez nich równo ułożone zdania i chłodne poprawne rzędy słów. Te najczęściej nie zawsze uświadamiane emocje artystyczne, którymi chcemy się dzielić z innymi mówią o nas wszystko.
Czasami ktoś zmienia wygląd, sposób wyrażania się, przyjmuje różne pozy, które mogą zmylić innych - ale tym co nie podlega takim kamuflażom jest wrażliwość każdego z nas wyrażająca się w muzyce, która nami niepodzielnie rządzi. W muzyce bardzo różnej, tak jak sami jesteśmy bardzo różni i poddajemy się nierozpoznanym falom.
Z głośnika śpiew jakiegoś
anglosasa, którego słyszę pierwszy raz w życiu, rozumiem "piąte przez dziesiąte", ale prawie od razu wiem, że gdybym to ja jakimś zrządzeniem losu miał jego profesję, to identycznie wyrażałbym się o świecie. I to żadna zazdrość tylko zadziwiająca identyfikacja z tym, o czym on tak prawdziwie pięknie "mendzi" po swojemu, i co odbieram jako tak własne.
Jeszcze trochę i dołączę do tych nietoperzy za oknem, co i tak będzie bardziej sensowne, niż układanie słów w jakieś wersy, czego już się na szczęście dawno wyrzekłem i skutecznie przed tym się powstrzymuję. Komu dobranoc temu dobranoc.
Więc zaciągnę jednak zasłonę na oknie i przejdę w radiu na „Dwójkę”, gdzie ktoś bardzo wybitny piłuje właśnie bardzo rozsądnego życiowo mego ulubionego Bacha. Jana Sebastiana.