Nie pytajcie mnie czemu "po amerykańsku", ale pewnie jakoś się musiały nazywać, a to całkiem nieźle brzmi. Jest to sposób na zatkanie niespodziewanym gościom gęby, kiedy nic wcześniej nie mamy przygotowanego do podania, a robimy to tak:
- tyle bananów ile gosci (najlepiej lekko niedojrzałych - bananów, nie gości)
- pudełko lodów śmietankowych, ajerkoniakowych, lub zabaglione(chyba tak się to pisze)
- nieco kwaśnej, owocowej galaretki lub marmolady(najlepiej domowego chowu)
- trochę sezonowych owoców: truskawek, kiwi, mandarynek, pomarańczy, ananasa (nie z
puszki!!), porzeczek lub co tam będzie pod ręką
- bita śmietana
- sos owocowy lub czekoladowy do polewania lodów (można dostać gotowy plastikowych butelkach).
1. Rozgrzewamy do 200 stC piekarnik. Wkładamy banany (w skórkach) i pieczemy, aż skórka zrobi się czarna i zacznie lekko pekać.
2. Na dużych płaskich talerzach wykładamy banany, ostrym nozem nacinamy głęboko wzdłuż i rozchylamy na boki. Robią się z tego takie łódeczki-bumerangi.
3. Na dno każdego nacięcia nakładamy kwaśną galaretkę lub marmoladę.
4. Na to wykładamy dwie, trzy kulki dobrze zamrożonych lodów.
5. Obok bananów dekoracyjnie układamy plsterki owoców.
6. Na owoce wykładamy bitą śmietanę i wszystko dekorujemy kilkoma mażnięciami sosu do lodów.
No, a teraz delektujemy się doskonale zrównoważonymi smakami kwaśnych i słodkich składników deseru. Wbrew pozorom lody na gorącym bananie wcale się nie topią.
Deser jest pełen kontrastów, słodko-kwaśnych i zimno-gorących.
A kalorii to lepiej nie liczcie
Sayonara
Hotsake[/scroll]