wysłuchała Izabela Procyk-Lewandowska, Gazeta.plWyciągam zmarszczki, piegi, znamiona, bo mam takie skrzywienie estetyczne. Uważam to za ciekawe. Kiedy zaczynałem tak fotografować, było to nietypowe, w zasadzie nie robiło się takich rzeczy. Nikogo to nie interesowało, uznaniem za to cieszyły się kolorowe pisemka pełne ślicznych, wyretuszowanych i różowych zdjęć. To też jest wyretuszowane, tyle, że trochę pod włos - opowiada Andrzej Dragan.Zrobiłem Jerzemu Urbanowi trzy zdjęcia. To było w 2003 roku, mniej więcej pół roku po tym, jak wykonałem pierwsze w życiu zdjęcie. Nastała zima, dotąd na ulicy fotografowałem przechodniów. Na zewnątrz zrobiło się za ciemno na fotografowanie przy parametrach, których potrzebowałem.
Jerzy Urban dał mi pół godzinySzukałem sposobności, aby robić ludziom zdjęcia w pomieszczeniach. Przyszło mi do głowy, żeby pójść do znanych osób, ponieważ oni nie będą się pytać "Po cholerę chcę im robić zdjęcia?". Oni byli do tego przyzwyczajeni, a ja będę miał dobre warunki do fotografowania.
Jerzy Urban Fot. Andrzej DraganWtedy poszedłem do Urbana. To była pierwsza osoba, do której się zwróciłem. Zostawiłem mu mój album ze zdjęciami i on po prostu zadzwonił do mnie następnego dnia, żebym wpadł z aparatem. Widocznie spodobały mu się zdjęcia, więc się zgodził. Dał mi pół godziny.
Zrobiłem mu krótką sesję w siedzibie redakcji gazety "Nie". Na ścianie wisiał olejny obraz, który stanowił tło dla zdjęć, poza tym gabinet był mało fotogeniczny, miał białe ściany, to było typowe biuro. Przez cały czas w zasadzie nie rozmawialiśmy. Prosiłem Jerzego Urbana tylko o to, żeby się ustawił w ten czy inny sposób.
Zachowywał się jak dżentelmen. Zapytał, czy nie będzie mi przeszkadzało jak zapali. Bardzo się ucieszyłem, sam nie palę, ale dym jest fotogeniczny. Pytał, co może zrobić, więc zasugerowałem mu kilka ustawień. Bardzo chętnie współpracował. A ja wtedy do końca nie byłem pewny, jak ten materiał się sprawdzi, czy coś z tego będzie. Miałem mieszane uczucia, kiedy stamtąd wychodziłem. Ale się okazało, że coś z tego wyszło.
Zdjęcia brzydkie, ładne i ślicznePo sesji przyniosłem mu trzy zdjęcia: brzydkie, ładne i śliczne. Ponieważ zupełnie nie wiedziałem, jak Urban zareaguje na tę fotografię, zrobiłem właśnie "bezpieczne" zdjęcie, żeby nie wylecieć za to ''brzydkie'' przez okno. Trochę się bałem pokazywać mu coś takiego, więc musiałem mieć jakąś asekurację.
Kiedy Jerzy Urban zobaczył tę fotografię, o mało się nie przewrócił. Zbladł, zrobił parę kroków do tyłu i zaniemówił. Chwilę czekałem na jego reakcję, w końcu powiedział, że mu się strasznie podoba. Potem powiesił sobie to zdjęcie na ścianie. Właśnie to "brzydkie", na którym widać wiele cech, które zwykle chce się ukryć.
Dużo później miałem inny pomysł na Urbana, na zrobienie mu bardziej odważnego zdjęcia. Niestety już się nie zgodził. Okazało się, że jednak nie był aż tak odważny, jak chciałbym, żeby był. Ale zdjęcie, które zrobiłem i tak pokazuje Urbana w niekorzystnym świetle. To że się na tę fotografię zgodził, że powiesił ją sobie na ścianie i przy okazji innych wywiadów fotografuje i filmuje się przy moim portrecie, świadczy, że ma trochę dystansu do siebie.
Lista DraganaUrban jest bardzo fotogeniczny. Zrobiłem sobie listę ludzi, których chcę fotografować i od niego zacząłem. Do dzisiaj mam kilka osób z tej listy, do których chcę dotrzeć. Największą porażką było dla mnie, że się prymas Glemp nie zgodził na zdjęcia, ale rozumiem, że ktoś może odmówić, mimo że bardzo się starałem.
To zdjęcie nie stało się dla mnie przepustką do fotografowania słynnych ludzi. Raczej mi to utrudniło. Wiele osób nie życzy sobie współobecności z Urbanem w jakikolwiek sposób i w związku z tym bywało, że miałem problemy z namówieniem kogoś na sesję. Kilka osób mi odmówiło nie tylko pozowania, ale też jakiejś pomocy w innych sytuacjach. Kiedyś zrobiono mi publiczną awanturę z tego powodu. Nie było to do końca poważne, ale ludzie reagują emocjonalnie na postać Urbana.
Nie chcę robić ludziom przykrościJa lubię swoich modeli. Jednocześnie wszystkim robię w pewien sposób krzywdę, bo nie wychodzą zbyt korzystnie na tych zdjęciach. To co ludzie zazwyczaj chcą schować, ja wyciągam na wierzch, postarzam ich. Każdą zmarszczkę, którą normalnie chce się ukryć, traktuję jako obiekt wart wyeksponowania. Dlatego rzadko fotografuję kobiety, bo one reagują na to newralgicznie. Raz fotografowałem swoja mamę i skończyło się na tym, że potem jakiś czas nie chciała na swoje zdjęcie patrzeć. Ale po miesiącu przyzwyczaiła się do tego portretu, zaakceptowała go, a nawet powiesiła na ścianie. Nie chcę robić ludziom przykrości. Mężczyźni lepiej to znoszą, tym bardziej, jeśli ich ostrzegę, że mogą się spodziewać takich efektów. Zależy mi na tym, aby ludzie nie cierpieli nadmiernie z powodu moich zdjęć. Nie zdarzyło się, aby ktoś się na mnie obraził, ale często się okazywało, że fotografowane przeze mnie osoby nie lubią tych zdjęć. Rodzina się zbiega, ogląda, wszystkim się podoba, a model mówi, że jest okropne i nie chce na to patrzeć. Brak dystansu do siebie jest barierą trudną do sforsowania i do końca nie da się człowieka ostrzec, jakie będą jego zdjęcia.
Wyciągam zmarszczki, piegi, znamiona, bo mam takie skrzywienie estetyczne. Uważam to za ciekawe. Kiedy zaczynałem tak fotografować, było to nietypowe, w zasadzie nie robiło się takich rzeczy. Nikogo to nie interesowało, uznaniem za to cieszyły się kolorowe pisemka pełne ślicznych, wyretuszowanych i różowych zdjęć. To też jest wyretuszowane, tyle, że trochę pod włos.
Nie ma ukrytej głębiNie uczyłem się fotografii i chyba dobrze. Zasady są dobre dla ludzi, którzy nie potrafią sami nic wykoncypować i trzeba im powiedzieć krok po kroku, aby było dobrze. Wtedy, jak się tego algorytmu trzymają, uzyskują przyzwoity efekt. Jak ktoś ma chociaż odrobinę wyczucia, znajomość zasad jest zbędna. Trzeba mieć oczywiście odrobinę wprawy, ale bez przesady. Drobna improwizacja potrafi czasem bardzo pomóc. Nie trzeba dobrze się zapoznać z bohaterem zdjęcia, aby zrobić mu dobry portret. Jak się spotyka na ulicy kogoś z ciekawą twarzą to co? Nie robić mu wtedy zdjęcia? A jak się zrobi, to czy zdjęcie nie może wyjść dobre? Mam kilka zdjęć, które zrobiłem po minucie znajomości z kimś obcym, a potem słyszę opinię, że po zdjęciu wydaje się, że się doskonale znamy.
Niczego nie szukam w fotografii. To jest dla mnie hobby. Z obrzydzeniem słucham jak ludzie na wernisażach rozgadują się na temat wielkiej roli swojej działalności A to jest po prostu rozrywka. Kiedy robię wystawy, ludzie często się czegoś doszukują, nadinterpretują, szukają ukrytej głębi albo jeszcze czegoś. Staram się wtedy sprowadzać ich na ziemię, co się oczywiście kończy rozczarowaniem. Ale trudno, nie będę oszukiwał, nie kryję w fotografii żadnej filozofii, pasuje mi po prostu taka estetyka.
Człowiek jest tak skonstruowany, ze jak mu się na kartce papieru narysuje dwie kropki i kreskę, to widzi twarz. I jeszcze może powiedzieć co to za twarz jest, czy to mężczyzna czy kobieta, czy się uśmiecha czy jest smutna, opowiedzą o stanie emocjonalnym i charakterze... Dwie kropki i kreska! Wszędzie się widzi twarze. To pokazuje, że gdzieś w głowie mamy ośrodek odpowiedzialny za percepcję twarzy. Człowiek jakoś szczególnie reaguje na te dwie kropki i kreskę. Kiedy się jeszcze wyeksponuje, podkreśli cechy, które przyciągają uwagę, to robi emocjonalne wrażenie związane tylko i wyłącznie z naszą fizjologią. To na tym polega efekt moich zdjęć, a nie na jakiejś wielkiej filozoficznej głębi. Po prostu odpowiednie receptory są pobudzane trochę mocniej niż na co dzień. Mi się ta brzydota podoba. Lubię takie smaczki, piegi i inne przebarwienia. Więc zamiast chować, pokazuję je.
- link do oryginału, polecam przeczytać każdemu dyżurnemu krytykowi galerii e-kwidzyn.pl