Wiosna to szał nowalijek warzywnych i owocowych. Jedne już witamy, a inne są już tuż tuż.
Ponieważ doświadczamy wolnego handlu i mamy otwarte granice,( co jak wiadomo, osobiście i jednoosobowo
załatwił nam Lech Wałęsa), więc również , gdy za oknem mamy śnieżną zadymkę i styczniowe mrozy, to nie ma problemu z zakupem warzyw i owoców wyhodowanych o tej porze gdzie indziej.
Ale komu smakuje szczypior z Carrefour’a o smaku sznurowadeł, czy truskawki – choć piękne kolorystycznie na tle śnieżnej pogody, ale smakujące jak słodkawy styropian.
Szczypior musi szczypać, a rzodkiewka musi gryźć w język. Takich doznań dostarczą nam tylko świeże warzywa wyhodowane bez żadnych
przyspieszaczy, a najlepiej na krowim gównie.
Utrzymujaca się słoneczna pogoda i dzisiejszy deszcz sprawiają, ze już lada moment będziemy mieli dostęp do przebogatego bukietu rodzimych warzyw. Jeśli w mojej osobistej batalii ogrodowej szala zwycięstwa przechyli się z kreciej na moja stronę, to i ja zaszaleję w tej nowalijkowej orgii kulinarnej.
Wiosna, jak żadna inna pora roku mobilizuje szczególnie propagatorów kultury
slow food, jako ozdrowieńczej alternatywy dla
fast food. (
„Fast” znaczy szybko, pośpiesznie, lekkomyślnie, a „food” to jedzenie, żywność. I taka właśnie jest nasza codzienność - żyjemy i jemy w pośpiechu, w sposób nieprzemyślany.)
Cytuj:
Idea Slow Food to protest przeciw przyśpieszeniu współczesnego świata. Uczestniczą w nim nie tylko żywieniowcy, ale też politycy, dziennikarze, naukowcy i publicyści. Nie bez powodu symbolem ruchu Slow Food jest ślimak |
– istota ze swej natury powolna, a więc zupełnie niepasująca do współczesnego świata. Wyraża to pragnienie odwrócenia czasu, przeciwdziałania pewnym złym nawykom, teraźniejszym i przyszłym. Ślimak to rodzaj symbolu przeciwko prędkości – obsesji współczesnego świata. Jest pochwałą nie tylko odpoczynku i relaksu, których brakuje w naszym życiu, ale także przenika do sfery konsumpcji żywności.
Żywność w stylu slow food jest to żywność nisko przetworzona, wytwarzana metodami tradycyjnymi z całkowitym pominięciem zaawansowanych technologii produkcji żywności. Przemysł spożywczy zgodny z ideą Slow Food nie dopuszcza np. miksowania, ścierania, smażenia, działania wysokim ciśnieniem. Nie stosuje sztucznych dodatków, barwników, aromatów, konserwantów, zamienników, polepszaczy smaku i zapachu. Metody wykorzystywane w technologii slow to tylko tradycyjne wędzenie, duszenie, marynowanie, dojrzewanie, wyciskanie. Wszystkie surowce używane w produkcji muszą być pochodzenia w pełni naturalnego.
Taka żywność ma nie tylko unikatowy smak i zapach, ale też więcej wartości odżywczych.
Slow Food chce chronić od zapomnienia wszystkie „ginące gatunki” potraw. Człowiek powinien zapewnić przetrwanie zagrożonym gatunkom zwierząt, jadalnych ziół, roślin przyprawowych, zbóż i owoców, także dziko rosnących. Ratować trzeba produkty oryginalne, tradycyjne i niespotykane w innych miejscach na świecie.
– Slow food to jedzenie, które jest
dobre, czyste i sprawiedliwe.
Dobre - tzn. tylko tyle, że po prostu musi być smaczne. A naturalne smaki potraw są zabijane zarówno w procesie hodowli zabijającej
czystość na skutek chemicznego nawożenia i stosowania tzw. przyspieszaczy, konserwantów, glutamianów i innych paskudztw.
Trzecia wartość propagowana przez slow food
sprawiedliwość oznacza, że osoby starające się dostarczyć nam prawdziwie smakujące produkty uprawiane tradycyjnymi metodami powinny być za swoją pracę sprawiedliwie wynagradzane.
Uprawiany przeze mnie – z wielkim poświęceniem - mój osobisty ogródek spełnia zaledwie dwa pierwsze postulaty ideowe
slow food. Nie doświadczam tu sprawiedliwości, bo jak wiadomo opłacalna jest tylko
„sprawiedliwość dziejowa”.
Slow food, to także dzikie zupy i sałatki z tzw. roślin spontanicznych, które obficie wzbogacają bukiet wiosennych warzyw. W naszych krajowych warunkach to wiele roślin rosnących dziko, nad którymi mlaskano już
tutaj.
Nie wiem na czym to polega, ale szczaw ogrodowy nie umywa się do tego zebranego na stoku sadlińskiego lasu.
Coś mi mówi, że z tymi roślinkami, to jest tak jak z płcią piękną. Póki młode są pokrzywy, mniszek lekarski, czyli mlecze i czosnek niedźwiedzi – popróbujcie ich wiosną, bo później mogą już tylko dotkliwie poparzyć.