W 1965 roku byłem młodym chłopakiem którego zaczynało interesować wiele rzeczy, między innymi muzyka.
Dostęp do jakiejkolwiek rozrywki był bardzo ograniczony.
Dlatego każdy występ zespołu muzycznego typu "Fajfy" , Dancingi, lub inne imprezy stawały się fajnym wydarzeniem rozrywkowym.
Pamiętam lata,(koniec 60) i 70, to były lata (jak piszesz) big beatu.
W tamtych czasach bardzo często organizowane były "Gitariady" na które do naszego teatru waliły tłumy. Pamiętam jak podczas występów zespołów, wiara wywijała marynarkami nad głowami i darła (za przeproszeniem ) mordy na całe gardło.
Wieśka Dwornika bardzo dobrze pamiętam. Znałem się z nim, poprzez jego braci, Jurka i Marka z którymi się kumplowałem, a nasi ojcowie razem pracowali w P.B.R-olu. Wiesiek był dużo ode mnie starszy, ale z Markiem (jego najmłodszym bratem) często wchodziliśmy na imprezy które ogrywały zespoły w których składzie był Wiesiek, i tam zza kulis, albo w pobliżu sceny łykaliśmy muzykę big bitową.
Pamiętam też jak młodzi początkujący muzycy w tamtych latach sami budowali gitary, sami budowali wzmacniacze , (często zamiast wtyczek, w gniazdach wzmacniaczy razem i drucikami wkładane były zapałki żeby to jakoś trzymało sie kupy i nie wypadało) i potem na takim sprzęcie, chłopaki grywali chałtury po okolicznych wioskach, żeby zarobić na fajki, wino, no i oczywiście poprawę i modernizację sprzętu muzycznego.
Pamiętam też sklep Wojtka Chrzanowskiego koło kina, chodziłem tam popatrzeć na instrumenty, które bardzo ładnie wyglądały, świeciły się i błyszczały fajnym wykończeniem z perłowej masy.