Prawda jest najważniejsza. Powtarzała mi to Babcia, która uczęszczała do szkoły podstawowej w Janowie, (i całe szczęście powtarza do tej pory), oraz utwierdzał mnie mój Dziadek rodem z Mikołajek Pomorskich – żołnierz Wehrmachtu. To właśnie On był swego rodzaju idolem mojego dzieciństwa. Człowiek, który uświadamiał mnie jak ważne są takie daty jak 3 maja, 15 sierpnia, 11 listopada… Jak ważne jest to, aby w trakcie wsłuchiwania się w słowa Mazurka Dąbrowskiego zachować godność i powagę. Nie było to robione na siłę,
a wręcz przeciwnie. To ja często podglądając te „tajemnicze zachowania”, jak gwara sztumska, czy też modlitwa podczas naszego spaceru, kiedy dzwony z wieży katedralnej szerokim echem oznajmiały godzinę dwunastą czułem się jakbym uczestniczył w czymś nadzwyczajnym. Lubiłem Jego towarzystwo i często czułem tego odwzajemnienie nietylko w postaci gumy do żucia „Kaczor Donald” rodem z Pewexu na Starym Mieście (który wewnątrz miał zapach z serii tych, które zachowujemy w naszej pamięci na zawsze).
Chodziłem z Nim do miasta po zakupy z ogromną radością, gdyż zawsze była to swego rodzaju podróż w przeszłość. Często ktoś się zatrzymywał, aby porozmawiać i zamienić kilka zdań z moim Dziadkiem. Poruszane były różnorakie tematy dnia codziennego. Czasem również wspomnienia i plany na przyszłość. Zawsze, kiedy dochodziło do sakramentalnego uścisku dłoni kończącego ową dysputę miałem przygotowaną formułę, którą wypowiadałem w takiej dziwnej tajemniczej tonacji, gdy oddaliliśmy się na kilka kroków od jednej z wielu postaci spotkanych na naszej drodze. Kto to był? – pytałem. Wtedy zwyczajowo padało kilka zdań odpowiedzi na temat danej osoby, a ja wówczas w przedziwny sposób czułem, iż Kwidzyn to magiczne miasto – niezwykłych ludzi. Zdarzało się, że historie niektórych z nic były opowiadane dopiero w domu, jak choćby historia mężczyzny, którego ojciec zginał w Ostaszkowie (to wtedy pierwszy raz usłyszałem o zbrodni katyńskiej), i wiele, wiele innych…
Lubiłem, kiedy ubierał się w jeden z tych garniturów przysłanych w paczce, od któregoś z siedmiu braci, którzy zostali po tamtej stronie Odry (a on jeden tutaj…). Czasem zastanawiałem się co powodowało, że ludzie tak chętnie z Nim rozmawiają i ma tylu znajomych. Odpowiedź przyszła dopiero później, kiedy Babcia przestała mi robić na drutach te znienawidzone berety z pomponem, kiedy nasze boisko na łąkach zarosło już całkowicie, i kiedy przestaliśmy się z chłopakami kąpać w Liwie… Otóż, był On po prostu >PRAWDZIWY<.
Tylko, co to wszystko ma wspólnego z tematem „Lech Wałęsa - wielki mały człowiek”, który jak zawsze w mistrzowski sposób przedstawił Budslavsky?
Cóż później odszedł Dziadek i… idolem został Ojciec, z którym tak jak przez mgłę pamiętam wyciągałem na dziedzińcu zamkowym wysoko w górę uniesione dwa palce wraz z innymi mieszkańcami naszego miasta. Pamiętam również to całe zafascynowanie Taty ideą Solidarności, które wchłaniałem jak gąbka. Zbyt wiele nie rozumiałem, ale Ci wszyscy ludzie z pod znaku „S” stawali się dla mnie bohaterami, którzy walczą i zwyciężają. Zwyciężają nie tyle dla siebie co dla mnie, dla nas, dla wszystkich… Wiedziałem, że to są dobrzy ludzie i wiedziałem, że oni – „nasi” chcą dobrze dla wszystkich. Jednak później, kiedy zaczynałem myśleć trochę innymi kategoriami znowu do władzy z powrotem wrócili „tamci”, a Ojciec mówił, że to dlatego bo naród chciał pokazać swoje niezadowolenie i nie tak to sobie wyobrażaliśmy.
Wszystko zaczęło się zmieniać… nie było już Dziadka, a ja pomimo tego iż coraz starszy to rozumiałem coraz mniej. Ludzie, którzy byli moimi bohaterami nagle stali się obcymi. Jeden na drugiego nie mógł patrzeć, zaczęły się spory i animozje. Ci, którzy kiedyś stali w jednym szeregu teraz spotykają się po różnych stronach barykady. Jakby jednym głosem odrzucili to wszystko o co tak usilnie walczyli, jakby obojętnym stało się to na co, kiedyś zwrócone były oczy Europy i świata…
Można się spytać, dlaczego tak się stało? Odpowiedź wbrew pozorom wydaje się bardzo prosta przestali być >PRAWDZIWI<
Nic nie jest już tak jak dawniej. Podczas spaceru coraz mniej twarzy, które poznawałem wraz z Dziadkiem…, mój Tata przestał chodzić na wybory, a tylko ja z Babcią zawsze idziemy i stawiamy krzyżyk, przy którymś z nazwisk. Chociaż, kto wie może przy następnej okazji sobie odpuścimy…, ale czy to nie byłaby swego rodzaju kapitulacja?
Pewien polski poeta w swoim życiorysie bardzo wymownie napisał „włóczyłem się po Polsce napotykając wszędzie ślady wilków, a nigdy ich samych.” To co się ostatnio dzieje na naszej scenie politycznej również można skomentować jego słowami:
„Życie to jest teatr, mówisz ciągle, opowiadasz; Maski coraz inne, coraz mylne się nakłada; Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra Przy otwartych i zamkniętych drzwiach. To jest gra.”
Edward Stachura
Dlatego warto cieszyć się życiem i tym wszystkim, co ono nam daje. Pomimo wszystko kroczyć do przodu z podniesioną głową. Nie emocjonować się poczynaniami polityków nie wartych naszego czasu, który możemy zagospodarować dużo, dużo lepiej. Czasem warto również w tym wszystkim przystanąć i cofnąć się wstecz na kartach historii, aby za bardzo one nie pożółkły i nie straciły swojej wartości.
Wybaczcie moje niepotrzebne bazgroły, ale cóż zazwyczaj tylko czytam forum. Jednak tym razem pomyślałem, że może warto by coś również naskrobać, ale obiecuje, że już więcej nie będę.
Pozdrawiam bastian
|