Uważam, że powinniśmy o Tym Człowieku, napisać na naszym forum. Należy Mu się to, ponieważ jest to postać bardzo mocno związana z Kwidzynem. Prawie połowę swojego życia przeżył właśnie tu, w naszym mieście.
Co do jego bohaterstwa i zasług w walce o Wolność i Niepodległość naszego kraju nie ma najmniejszych wątpliwości, a my Kwidzyniacy powinniśmy być dumni, i zawsze pamiętać, że ktoś taki był obywatelem i mieszkańcem naszego miasta.
Józef Wiącek. Kawaler Krzyża Walecznych i Orderu Virtuti Militari.
.
Tak się składa, że syn pana
Józefa Wiącka, Janusz, jest moim przyjacielem.
Nie raz chciałem z Januszem porozmawiać o Jego ojcu dowiedzieć się czegoś więcej o życiu Pana Józefa. Niestety. Janusz jest jak ja kot ( chodzący własnymi ścieżkami), dumny, uczciwy, honorowy, żyjącym w swoim świecie, do którego bardzo ciężko jest komukolwiek wejść. Janusz chroni swoje prywatne sprawy i tajemnice, I wiem, że jak sam nie chce czegokolwiek powiedzieć, to nie można Go do tego, zmuszać. Z resztą z tego, co mi wiadomo, to Pan
Józef Wiącek też był człowiekiem niezwykle skromnym, nie lubił opowiadać o sobie, i nie lubił wracać do wspomnień z czasów wojny.
Janusz bardzo szanuje pamięć o swoim ojcu, uważa, że z zasług ojca, nie powinien robić jakiejś taniej sensacji, chwalić się Jego przeszłością, opowiadać wszystkim w około, przy byle, jakiej okazji, o wojennych, bohaterskich wyczynach ojca. Może też zostało Mu to z czasów, kiedy opowiadanie o ojcu, mogło być dla Niego i całej rodziny niebezpieczne.Za czasów PRLu takim ojcem, z takim życiorysem, nie należało się chwalić. PeeReLowska władza bardzo tego nie lubiła, można było z tego powodu mieć duże kłopoty i nieprzyjemności.
Ja nie nalegam. Janusz może kiedyś sam się otworzy, powie coś więcej, i jak pozwoli
to podzielę się z Wami opowieściami o Jego ojcu. Obiecuję.
Od 1953 roku
Józef Wiącek mieszkał w Kwidzynie przy ulicy Karowej. Pracował(może są na forum tacy, którzy pamiętają) z początku jako kierownik, później jako dyrektor Zakładu Rolnego w Oborach, należącego do Technikum Mechanizacji Rolnictwa w Kwidzynie, W tymże technikum kilka lat temu, została odsłonięta tablica pamiątkowa, Jemu poświęcona.
20 listopada 1990 roku już w wolnej Polsce, o którą walczył, Pan
Józef Wiącek zmarł na nowotwór, i został pochowany na Kwidzyńskim Cmentarzu Komunalnym.
Oto opis jednej z wielu bohaterskich akcji oddziału „Jędrusie” pod dowództwem
Józefa Wiącka
"Jędrusie" rozbili więzienie w Mielcu
Autor: BIAK, wt, 29/04/2008 - 13:29
O rozbiciu więzienia w Opatowie w pierwszej połowie marca 1943 roku pisaliśmy w listopadowym numerze "Biuletynu". Po tej brawurowej akcji o partyzanckim oddziale "Jędrusie" stało się głośno w całej Generalnej Guberni. Wtedy krakowski okręg AK poprosił dowódcę "Jędrusiów" Józefa Wiącka - "Sowę" o rozbicie innej katowni Gestapo - więzienia w Mielcu.
Hitlerowcy więzili tam wówczas i maltretowali 180 osób, m. in. komendanta tarnobrzeskiego okręgu AK Kazimierza Krasonia, jego zastępcę, a zarazem profesora gimnazjum tarnobrzeskiego Zygmunta Szewerę, a także Franka Rutynę z Wielowsi i księży: Władysława Czopka i Józefa Walczyna, nauczycieli tajnego nauczania - Jana Lubera, Rudolfa Jakubca i małżeństwo Oberców z Mielca.
Dowódca "Jędrusiów", dzięki kontaktom wywiadowczym, dowiedział się, że wszyscy więźniowie - w ramach akcji tępienia polskiej inteligencji - mają zostać wywiezieni do Oświęcimia. Czasu miał niewiele.
Józef Wiącek opowiada: - 29 marca 1943 roku dzięki zaufanemu człowiekowi przeprawiliśmy się przez Wisłę, a następnie, z ciężką bronią maszynową, amunicją i materiałami wybuchowymi przebyliśmy 20 kilometrów do Złotnik pod Mielcem.
Ze Złotnik Józef Wiącek w towarzystwie Andrzeja Skowrońskiego ps. "Konar" udał się do Mielca na rozpoznanie. Opracował plan ataku, ubezpieczenia i rozbicia więzienia, ale nie widział jeszcze drogi bezpiecznego odwrotu z więźniami.
Wracając dotarli do wału nad Wisłoką i tu dopiero Wiącek dostrzegł galar do spławu wikliny. Do "Konara" powiedział: Tym galarem spłyniemy do Wisły, przeprawimy się na drugą stronę i będziemy bezpieczni. Po powrocie na punkt zborny w Złotnikach Wiącek omówił plan akcji i podzielił oddział na grupy uderzeniowe.
Padający w tym dniu deszcz sprzyjał powodzeniu akcji, choć utrudniał widoczność. Na szczęście wielu partyzantów znało dokładnie miasto, ponieważ chodzili tu do gimnazjum. Pozostawał jeden problem - Józef Wiącek będąc na rozpoznaniu zauważył przy mieleckim rynku zmotoryzowaną jednostkę Wehrmachtu, która stacjonowała na drodze ich odwrotu.
Nieopodal umieścił zatem pierwszą grupę ubezpieczającą, którą tworzyli: Zbigniew Modzelewski - "Warszawiak", Stanisław Czub - "Inżynier", Stanisław Kuraś - "Szkot" oraz Franciszek Stala - "Kuwaka". W skład drugiej grupy, ubezpieczającej drogę do Dębicy wchodzili: Jan Mazur - "Stalowy", Jan Działkowski - "Jasio Mały", Michał Żarów - "Michałek" i Jan Mazur - "Jasio Duży".
Mniejsza grupka chłopców pilnowała drogi od strony Tarnobrzega, natomiast od strony znajdującego się obok więzienia budynku Gestapo ubezpieczali Stanisław Wiącek - "Inspektor" i Eugeniusz Dąbrowski - "Genek".
W grupie uderzeniowej na więzienie znaleźli się dowódca Józef Wiącek - "Sowa", Zdzisław de Ville - "Zdzich", Roman Szelest - "Uszaty", Zbigniew Kabata - "Bobo" i Marian Lech - "Marian Wielki". Grupa ta posuwała się cicho w kierunku więzienia, gdyż Józef Wiącek chciał zaskoczyć więzienny patrol obchodowy bez strzału To się nie udało. Partyzanci zostali zmuszeni do otwarcia ognia. Na przemian skacząc lub czołgając się dotarli do bramy więziennej, pod którą Wiącek podłożył kilogramową kostkę trotylu.
Wtedy z budynku Gestapo padły strzały z broni maszynowej. Mimo to dowódca spokojnie odbezpieczył granat, położył na kostce trotylu i odskoczył za mur. Silna detonacja rozsadziła bramę. Droga do więzienia była otwarta. Grupa uderzeniowa pod osłoną "Stacha", "Genka" i "Jasia", którzy skutecznie ostrzeliwali okna budynku Gestapo, wdarła się do więzienia i zdobyła klucze do cel.
Uwolnieni więźniowie zgromadzili się w korytarzu, ale nie wszyscy po okrutnych przesłuchaniach mogli wychodzić o własnych siłach. Nieprzytomnego profesora Szewerę wynieśli na rękach jego uczniowie. Bardzo pobity był także Franek Rutyna.
Detonacja zbudziła nie tylko mieszkańców miasta, ale również niemiecki garnizon, obstawiający fabrykę samolotów. W różnych częściach Mielca słychać było strzały. Co chwila z budynku Gestapo zrywał się krótki seryjny ogień w kierunku więzienia, jednak "Stach" z kolegami momentalnie i celnie odpowiadali ogniem.
W tym czasie pod więzienie chciała się przedrzeć zmotoryzowana jednostka niemieckiej żandarmerii, która kwaterowała na stacji PKP, ale na ulicy Kościuszki przywitała ją ogniem grupa "Warszawiaka". Kierowca stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w pobliski budynek. Wycofujących się w kierunku rynku żandarmów ostrzelali od tyłu zdezorientowani żołnierze ze wspomnianej już, stacjonującej obok jednostki Wehrmachtu.
Józef Wiącek opowiada: - Wielu z uwolnionych więźniów uciekło na własną rękę przez pola do pobliskich lasów. Chorzy i pobici wycofali się z nami na przygotowany przez nas galar na Wisłoce.
Dopiero tutaj profesor Szewera odzyskał przytomność i dowiedział się, że jest wolny. Popłynęliśmy z prądem Wisłoki w kierunku Wisły. Wisłoka po obu stronach zarosła wikliną i w ciemnościach ledwo było widać koryto rzeki. Dwukrotnie osiadaliśmy na mieliźnie. Cały czas padał deszcz, byliśmy przemoknięci do suchej nitki, zmarznięci i głodni, ale zadowoleni z akcji.
Z daleka widzieliśmy olbrzymie reflektory, które oświetlały okolicę. To Niemcy otoczyli Mielec w poszukiwaniu "Jędrusiów" i uwolnionych więźniów. Na szczęście nie wpadli na pomysł, że Wisłoka może być najbezpieczniejszą drogą odwrotu.
Rozwidniało się, kiedy naszym oczom ukazał się szeroki pas wody. Wisła! - Przepłynęliśmy na jej drugą stronę do Niekurzy. Chłopi powitali nas serdecznie, więźniów ubrali (niektórzy byli tylko w bieliźnie i nakarmili. Galar puściliśmy z prądem w kierunku Sandomierza.
Niedługo po akcji do mojego gabinetu stomatologicznego w Połańcu zgłosił się z bólem zęba pewien folksdojcz. Opowiadał mi o przerażeniu Niemców, kiedy nocą cała armia Polaków wkroczyła do Mielca, a potem gdzieś momentalnie znikła.
Mieczysław Korczak
Artykuł ukazał się w Biuletynie Informacyjnym Armii Krajowej ( marzec 2001 rok). Publikacja dzięki uprzejmości Redakcji BI AK.
http://www.polaniec.pl/cpg132/thumbnails.php?album=2
Historia oddziału „
Jędrusie” i jego walki o Wolną Polskę.
http://www.jedrusie.org/jedrusie.html
http://sp9mielec.republika.pl/jedrusie.htm