Budslavsky napisał(a):
Te powtarzane przeze mnie znane i elementarne ustalenia historyczne (przewijające się przecież i w innych wątkach), za cholerę nie chcą jakoś pasować do obowiązującej do niedawna doktryny politycznej. Przez kilka pokoleń dziatwie szkolnej wbijano do głowy prawdy do wierzenia o powrocie tych prastarych słowiańskich, czy nawet piastowskich ziem do polskiej macierzy. Te bajkowe sentymenty pokutują w wielu głowach do dzisiaj. Niestety, Piastowskie w Kwidzynie jest tylko osiedle i ulica (ale ona też była wcześniej: Backermuhler Strasse). Choćby nie wiem jak się tu kręcić i kombinować oglądając się do tyłu, to faktem jest, że historia naszego Kwidzyna zaczyna się od znanego z imienia i nazwiska Krzyżaka.
No cóż, to przykre, że wbijane w szkołach prasłowiańskie pochodzenie jest w przypadku Powiśla zwykłym propagandowym bzdetem. Podobnie wybitną bzdurą są np. prasłowianie na Mazurach. Krzyżacy, którzy tu przyszli zaproszeni przez ksieciunia Konrada mieli już za sobą jedną "próbną" budowę państwa zakonnego. W 1211 roku otrzymali od króla Węgier Andrzeja II (Andreas II) tzw. Ziemię Borsa, która leży na terenie Siedmiogrodu (teraz Rumunia, do 1945 r. Węgry i do tej pory Węgrzy są tam większością). Cel sprowadzenia bitnych Krzyżaków był ten sam co później u Konrada Mazowieckiego - mieli zwalczyć nachalnych sąsiadów (Połowców/Kuman) i zapobiegać ich najazdom. Panowie w białych sukienkach bardzo skutecznie zajęli się sprawą, pokonali Połowców i zmusili ich do przyjęcia chrztu (czyli to samo co stało się później z plemionami Prusów na Powiślu i Mazurach). Rozpoczęli też intensywną akcję osadniczą (sprowadzając głównie swoich germańskich ziomków - zresztą ich potomkowie żyją w Siedmiogrodzie do dziś - nikt po wojnie ich nie wysiedlał). Oczywiście budowali też zamki, a siedzibę komtura krajowego nazwali... Marienburg (ale ten Malbork nie był tak wspaniały jak w ver. 2.0 nad Nogatem!). Ich własność przypieczętował w 1224 r. papież Honoriusz III wyjmując Ziemię Borsa spod władzy kościelnej i świeckiej. Tym samym ziemia ta była nominalnie podporządkowana tylko Stolicy Apostolskiej (ten sam myk powtórzono później dla Ziemi Chełmińskiej). Oczywiście król Węgier nie zdzierżył, "olał" wolę papieża i zdołał siłą usunąć Krzyżaków z Siedmiogrodu w 1225 r. I wtedy Hermann'owi von Salza (ówczesny wielki mistrz, twórca potęgi zakonu) usilnie poszukującego nowej siedziby zakonu, spadła jak z nieba propozycja Konrada Mazowieckiego dotycząca dolnej Wisły. Nasz książe (bardziej pasuje: księciunio) miał permanentny kłopot z wojowniczymi Prusami (takie bałtyckie plemię gadające podobnie jak Łotysze czy Litwini, dość licznie zamieszkujące m.in. okolice późniejszego Kwidzyna) i zobaczył w Krzyżakach wybawców z kłopotu. Zupełnie nie zdawał sobie jednak sprawy na jak doświadczonych ludzi natrafia. Zresztą skąd miał to wiedzieć przy ówczesnym obiegu informacji trwającym tygodnie, miesiące albo i lata. Nie mógł mieć pojęcia co za twór powstanie mu pod bokiem, skoro był władcą peryferyjnego księstwa na samym skraju ówczesnej cywilizacji. I tak Krzyżacy mimowolnie i przypadkiem dostali drugą szansę na budowę własnego państwa (version 2.0 improved and enhanced). Nie zmarnowali jej, skoro kontynuacja ich tworu formalnie zakończyła żywot dopiero w 1945 r. a liczne materialne pozostałości dalej trwają. W polskich źródłach a szczególnie podręcznikach szkolnych dominują niemal wyłącznie negatywne skutki przybycia Krzyżaków. A tymczasem jest to tylko jedna strona medalu. Krzyżacy prócz brutalności, świętoszkowatej obłudy, krwi i cierpień Polaków czy podbitych Prusów (bynajmniej nie wyciętych w pień) przynieśli na te tereny coś znacznie trwalszego... Mianowicie... cywilizację zachodnią. Brzmi górnolotnie, ale ma bardzo wymierny skutek np. w postaci dużo gęstszej sieci dróg (a od XIX w. też kolei), budowie znacznej ilości kanałów, młynów (a później choćby mostów przez Wisłe, w Kongresówce ich prawie jak na lekarstwo) - wszystko to, a szczególnie budowle powstałe jeszcze za państwa zakonnego było swoistym high-tech tamtych czasów i dało fundament na chyba, jak na razie, największe czasy prosperity miast Powiśla. Mam na myśli koniec XIX i początek XX w. gdy Marienwerder był szybko rozwijającym się pięknym i harmonijnym miastem. Wtedy też powstała większość ładnej secesyjnej lub neogotyckiej zabudowy miejskiej, która tak mocno odbiega od miast np. obecnej wschodniej Polski.
Krzyżacy mieli zachodnich rzemieślników, znali wydajniejsze sposoby uprawy ziemi, wreszcie mieli jak na swój czas hipernowoczesną i wyjątkowo sprawną administrację z kadencyjnie wymienianymi urzędnikami (żaden wójt, komtur czy nawet wielki mistrz nie miał stołka przyssanego dożywotnio, musiał liczyć się z rzuceniem na drugi koniec państwa czy odwołaniem, co skutecznie ograniczało np. korupcję). Wszystko to było nowe i nieznane na tym terenie, dotychczas rządzonym przez watażko-bandytów/udzielnych nieodwoływalnych księciuniów/wodzów plemiennych (u Prusów) wybieranych geriatrycznie (niepotrzebne skreślić). Zanim zakonna administracja zdegenerowała się - upłynęło prawie 200 lat.
Krzyżacy sprowadzili na Powiśle i okoliczne ziemie prawdziwy przemysł budowy zamków. Ówcześnie bardzo nowoczesnych i trudnych do zdobycia. Budowali je niemal taśmowo, jeden po drugim, z dokładnymi obliczeniami, planami i kosztorysami. Żaden nie podobny do drugiego. Na obszarze np. między Toruniem a Grudziądzem pobudowali ich tyle, że podróżujący rycerz miał zawsze zapewniony nocleg na zamku, bo każdy następny zamek był max. w odległości pokonywanej w ciągu jednego dnia przez konia. Mieli własne cegielnie i wiedzieli jak wypalić dobrą cegłę. I jakość tej cegły (wymiary sporo większe od współczesnych) pozwoliła na przetrwanie tylu zamków lub ich resztek po dziś dzień. Wiedzieli jak zbudować kanał zasilający wielkie młyny (Malbork, Gdańsk) i handlować na wielką skalę bursztynem. Tej wiedzy nikt przed nimi tu nie miał. Dzięki wszystkim tym cechom oryginalny i jedyny w swoim rodzaju projekt "państwo zakonne ver. 2.0" wypalił ze wszystkimi tego skutkami dla polskiego sąsiada. Mówię o skutkach negatywnych, jak i pomijanych/przemilczanych pozytywnych.
Tak więc bez Krzyżaków i ich następców, Marienwerder
Kwidzyn ( czy może coś inaczej zwanego na jego miejscu) wyglądałby zupełnie inaczej niż wygląda. Zaryzykuję tezę, że dużo gorzej. Być może tak jak bez urazy Zabłudów, Siematycze, Włodawa czy inne miasteczko z ubogiej polskiej ściany wschodniej z mikrymi tradycjami miejskimi. Ze śladową ilością zabytków czy choćby ładnych budynków, bez typowo miejskich kamienic (jak np. te przy dworcu), bez reprezentacyjnego dworca czy potężnej neogotyckiej poczty, bez gęstej sieci kolei/dróg w powiecie (kolej po 1920 i wtórnie 1945 - nieaktualne), bez pięknego mostu (od 1929 nieaktualne), bez zamku, bez siedziby rejencji (=dużego województwa), bez bycia miastem od początku lokacji czyli już w XIII w., czy wreszcie, ciągnąc dalej tą wyliczankę bez tego ciekawego forum.
Mam porównanie, bo sam pochodzę z tejże ściany wschodniej.
Moim zdaniem pora choć w części zweryfikować tendencyjne, prostacko-sienkiewiczowskie zdanie o osobnikach w białych płaszczach z czarnymi krzyżami. Ich nieschematyczna bytność bardziej przybliżyła tą okolicę do Europy (tej zachodniej, w miarę szybko uczącej się na błędach) niż jakiekolwiek inne wydarzenie.