Tak jakoś zebrało mi się na wspomnienia. Jak już pisałem: Stacja Paliw na Malborskiej była swego czasu jedyną w mieście i ostatnią ,która była pamiątką, reliktem PRL.Można by na temat tych czasów i tej Stacji wiele opowiadać.
Stacja która pamięta kilkudniowe, i kilometrowe kolejki, które kończyły się przy Urzędzie Miasta.
Stawało się w kolejkę, zostawiało się samochód w kolejce i szło się do domu, i czekało się na dostawę paliwa. Komórek nie było, więc co jakiś czas trzeba było iść i kontrolować czy paliwo zostało dowiezione.
Trwało to czasami kilka godzin, a czasami kilka dni.
Obsługa stacji twierdziła że sami nie wiedzą kiedy będzie dostawa.....
A jak już przywieźli to nie wiadomo ile, i czy dla wszystkich wystarczy.
Czasami to były śladowe ilości które wystarczyły dla jednej trzeciej kolejki.
Jak już dowieźli to kolejka odżywała i zaczęła się poruszać do przodu, a wszyscy byli podnieceni i podenerwowani. nikt nie był pewny czy dla niego wystarczy.
Nie będę wam opisywał co działo się w tej kolejce jak to się mówi
sodomia i gomoria, bójki ,kłótnie, wyzwiska, gra w pokera, a także spożywanie
Rożne sytuacje się zdarzały i śmieszne i straszne.
Policja to już nie chciała przyjeżdżać i interweniować.
Zazwyczaj największe awantury były wtedy jak ktoś próbował wjechać beż kolejki ,albo próbował wlać paliwo do mieszalnika i wlać do samochodu. Najczęściej robili to Ci którzy jeździli na mieszankach: motocykle ,Syrenki, Trabanty,Wartburgi itd. Stawali na boku wyrywali sobie mieszalniki- bańki i próbowali kupić w bańkę poza kolejnością, i wtedy awantura na całego, połączona nie rzadko z rękoczynami.
Wyobraźcie sobie zachowanie faceta który czekał dwa dni w kolejce, dojechał do dystrybutora i w tym momencie z
nalewaka-pistoletu dmuchnęło powietrzem
( zabrakło paliwa)
. Chłopina z nerwów nie wiedział co robić: rzucał beret na ziemię deptał po nim. tupał ,skakał a na koniec podniósł go i rzucił w piz....u w pole ile miał siły.
Żeby zatankować w kanister to można było zapomnieć.
System tankowania był taki że w dni parzyste (wtorek, czwartek, sobota) tankowało się pojazdy których numer na tablicy rejestracyjnej kończył się cyfrą parzystą, a w dni nieparzyste cyfrą nieparzystą. Ludzie kombinowali zamieniali się tablicami, to sprzedawcy zaczęli sprawdzać (kto im podpadł) dowody rejestracyjne, to ludzie wymieniali się też dowodami rejestracyjnymi i tablicami, takich samych marek samochodowych.
Różnie kombinowali.
Potem komuna zaczęła dzielić bardziej sprawiedliwie.
Zrobili tak że, dostawało się z PZU przy opłacie ubezpieczenia tak zwane Załączniki w których były tabele z miesiącami i pan
Ajent sprzedawca wbijał nam pieczątkę w miejsce danego miesiąca (wbił datownik, albo go nie wbił on był panem nikt go z tego nie rozliczał
) i limit na dany miesiąc klienta był wyczerpany. A ilość paliwa zależała od samochodu, osobówki przeważnie dostawały dwadzieścia litrów na miesiąc.
Potem komuna , znowu nas samochodziarzy uszczęśliwiała, Kartami Benzynowymi .......
Kiedy nastały Karty Benzynowe, znikły kolejki ale nie znikły limity. Na te karty można było wykupować kiedy się chciało bez kolejki, w każdym mieście, na każdej stacji w całej Polsce. Chodziło o to żeby w czasie wyjazdu na urlop można było kupić paliwo.
Ajenci wycinali kartki (albo i nie)
i sprzedawali na podstawie tych talonów-kartek paliwo. Różnie bywało z tym paliwem , jeżeli chodzi o ilość:bywało po dziesięć, po piętnaście litrów, na talon. Jak im starczało tak dzielili.
Nie trzeba było wykupować swojego przydziału można było sobie zostawić przydział na okres urlopowy i tez kupić w kanister.
A tak na marginesie te talony to była wielka ściema, i jak ktoś miał układy z
CePeeNiażami i wódeczkę z nimi popijał
(nieraz aż do przesady)
to na brak paliwa nie narzekał, a jeszcze rodzinie i znajomym od czasu do czasu załatwił.
Tak na dobrą sprawę to oni z tych talonów rozliczali się tak dla oka. Kto by to liczył, kontrolował i sprawdzał, gdzieś tam na górze, jak tych talonów dziennie spływało..... że hoho.....a może i więcej.
Można by było tak pisać i pisać, książkę by z tego można napisać.
A jak by tak (nie daj Panie Boże)
stacja umiała mówić i pisać to........ !!
A w połowie latach osiemdziesiątych powstała konkurencja czyli nowa stacja CPN na ulicy Sportowej, (na której to miałem okazję pracować).
Po obaleniu komunizmu, Stacja na Malborskiej poszła w prywatne ręce . Wzięli ją do spółki trzej jej byli pracownicy......
Ale to już inna bajka.
Moje stare pamiątki: