Pewnie zacznie się zaraz ogólne wylewanie żali, więc na wszelki wypadek szczegółowiej odpiszę kolegom Canario i DarekK.
[No i się spóźniłem...]
canario napisał(a):
Oto co zaproponowała mojej 50letniej Matce przemiła pani urzędniczka:
Jeśli 'przemiła' to miała być ironia, to źle podchodzisz.
Bo nie tak się powinno to załatwiać - Darek kiedyś o tym pisał.
I, z ręką na sercu - bo kiedyś faktycznie było mniej ciekawie - ostatnio sporo zmieniło się w tym względzie na lepsze.
canario napisał(a):
Pierwsza propozycja:
-Dlaczego Pani Mąż nie zatrudni pani w swojej firmie ?
(Czyt. Płaci za nas ZUS + Ubezpieczenie Zdrowotne)
Bzdura.
Mam nadzieję, że Twój Ojciec lepiej orientuje się w przepisach, niż Ty.
Primo - tzw. ZUS, czyli składki na ubezpieczenie społeczne, są odprowadzane wyłącznie od wypłacanych świadczeń. Jeśli Twoja Matka takowych nie pobiera, to nie są za nią odprowadzane składki na ubezpieczenie społeczne.
Secundo. Przy ubezpieczeniu zdrowotnym jest jeszcze lepiej, bo teraz każdy z urzędników (ba! każdy z nas na Forum!) mógłby zapytać: a z jakiej biby racji mam ze swoich podatków opłacać składkę zdrowotną Twojej Matki, jeśli wcale tego nie powinienem robić?!
Dlaczego? Dlatego, że członek rodziny osoby ubezpieczonej z innego tytułu (domniemywam, że Twój Ojciec jest ubezpieczony z tytułu prowadzonej działalności gospodarczej) może zostać zgłoszony do ubezpieczenia zdrowotnego właśnie jako członek rodziny. Ubezpieczający nie ponosi z tego tytułu absolutnie żadnych dodatkowych kosztów, poza koniecznością złożenia w ZUS formularza ZCNA.
Gdyby tak się stało, to Twoja Matka mogłaby z powodzeniem zrezygnować ze statusu osoby bezrobotnej, a zarejestrować się jako osoba poszukująca pracy.
I wówczas przychodziłaby do urzędu nie na wyznaczone pod sankcją skreślenia w razie niestawienia się wizyty, a wtedy, gdy miałaby na to ochotę.
canario napisał(a):
-Druga propozycja:
Niech Pani idzie na taśmę pracować.
(Mama ma 50 lat, nadciśnienie i kłopoty z sercem.)
Jest w ustawie pojęcie 'odpowiedniej pracy'. Oznacza ono między innymi (więcej szczegółów w ustawie) pracę, do wykonywania której bezrobotny ma kwalifikacje i nie ma przeciwwskazań lekarskich.
Jeśli Twoja Matka spełnia te warunki, to dlaczego nie można jej zaproponować takiej pracy?
Jeśli - jak piszesz - ma kłopoty zdrowotne, to czy dostarczyła odpowiednie dokumenty od lekarza?
Jeśli nie (a własnoręcznym podpisem stwierdziła na karcie rejestracyjnej, że również o zmianach stanu zdrowia będzie informować), to dlaczego się dziwisz?
A nawet jeśli tak, to nie pani zza biurka ocenia ostatecznie przydatność człowieka do pracy - zajmuje się tym Medycyna Pracy (przynajmniej ja to znam pod taką nazwą). Bo jak sam zapewne doskonale wiesz 'na taśmie' można owszem, bardzo ciężko fizycznie pracować, ale można też mieć pracę względnie lekką.
Wiek emerytalny dla kobiet to 60 lat. Odsyłam na Wiejską - niedawno przebąkiwano o podniesieniu do 65 lat.
Poza tym, poczytaj co mówi ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Urząd pracy jest między innymi od tego, aby oferować ludziom pracę na stanowiskach, o których uzyskuje informacje z lokalnego rynku pracy. Nic więcej i nic mniej - bo takie są ramy ustawy.
Krzywisz się, że urzędnicy wykonują obowiązki nałożone przepisami prawa? Dziwne...
canario napisał(a):
Zaznaczam, że Mama starała się wielokrotnie o podniesienie swoich kwalifikacji - kilkukrotnie zapisywała się na kursy organizowane przez UP - zawsze bez odzewu.
Te kursy i szkolenia to faktycznie dość frapująca sprawa. Ja osobiście nie mogę się w tym połapać i zrozumieć jak to właściwie działa...
canario napisał(a):
Nawet po namowach jednego z Urzędników z finansów prywatnych podjeła się płatnego kursu (organizowanego za pośrednictwem UP). Koszt 350 zł. Dodam, że na gwarancjach ustnych się tylko skończyło. Business plan na rozpoczęcie swojej działalności też został odrzucony.
Urząd nie pośredniczy w organizacji płatnych przez uczestników szkoleń i kursów!
Co najwyżej w ramach współpracy z instytucjami szkolącymi może informować osoby zainteresowane o takowych. Ale cała reszta rozgrywa się już bezpośrednio i wyłącznie pomiędzy zainteresowanym a instytucją.
canario napisał(a):
W języku urzędowym to się nazywa Aktywacja Zawodowa osób długotrwale bezrobotnych.
Ja to nazywam UDERZENIEM W POLICZEK CZŁONKA MOJEJ RODZINY. Jednym zdaniem poczułem się obrażony i bardzo bardzo zdenerwowany.
Przy okazji,
nie znając nawet obowiązujących regulacji prawnych, obraziłeś wielu wartościowych ludzi, z których spora część pracuje za najniższą stawkę.
canario napisał(a):
Pytanie moje: Jakie są kwalifikacje osób pracujących w UP?
O kwalifikacjach mówi odpowiednia ustawa czy rozporządzenie. Nie znam się na sprawach kadrowych, więc jej nie przywołam - w każdym bądź razie o to też można zapytać w ramach informacji publicznej. Albo samemu poszukać.
Nie podejrzewasz chyba nikogo, że zatrudnia ludzi łamiąc przepisy prawa?
canario napisał(a):
Za co biorą pieniądze z naszych podatków?
Było wyżej, ale powtórzę. Za wykonanie przepisów określonych w ustawie i innych aktach prawnych.
Może ta ustawa i akty są głupie i złe, ale to nie urzędnicy za biurkami je sobie wymyślają.
Jakby co, to proszę pretensje kierować na Wiejską. Mamy od 20 niemal lat demokrację, a ludzie ciągle mają pretensje o przepisy, które wymyślają ich wybrańcy...
Nie zastanawiałeś się nigdy nad tym?canario napisał(a):
Na jakie cele przeznaczane są fundusze UE pompowane w tą przechowalnię nieudaczników?
Hmmm... Albo strzeliłeś sobie w kolano, albo w ferworze skopałeś konstrukcję zdania.
Fundusze europejskie na poziomie urzędu są w całości pompowane w bezrobotnych (znaczy... tych nieudaczników???). Żaden pracownik nie ma z tego ani jednej złotówki. Mało - do każdej wydanej złotówki urząd dopłaca ze środków własnych (z Funduszu Pracy) przynajmniej kilka, jeśli nie kilkanaście groszy, jako wkład własny.
To, co do urzędu trafia 'dla urzędu', to również nie są pieniążki dla pracowników, a środki na inwestycje (najczęściej w postaci dostaw różnego rodzaju sprzętu, a nie gotówką) lub funkcjonowanie (materiały biurowe i eksploatacyjne itp.).
canario napisał(a):
Jakie są efekty ich pracy ?
To było w sprawozdaniach, do których był link wyżej.
DarekK napisał(a):
gdy przychodzę do Pup-u i bardzo miła Pani kolejny raz mówi, że nie ma dla mnie pracy.
Od prawie dwóch lat urząd ma trudności z realizacją składanych przez pracodawców ofert.
Na korytarzach i na stronie w necie są ciągle prezentowane oferty pracy.
Nie są to może oferty zapierające dech w piersiach, bo umówmy się, że do urzędu pracy oferty trafiają w ostateczności, gdy pracodawca szuka ludzi do prac prostych lub nie może znaleźć ich samodzielnie na proponowanych przez siebie warunkach.
Ale będąc w potrzebie i mając do wyboru nie pracować i nie mieć nic, a pracować i mieć chociaż na początek na chleb i dach nad głową, to co wybierzesz?
DarekK napisał(a):
A gdy już jest oferta i składam CV, to okazuje się, że na jedno stanowisko było wielu kilkunastu kandydatów
A pretensje w związku z tym masz do...???
DarekK napisał(a):
badz(co raz się zdarzyło) dzwoni do mnie "szef" i mówi, że już wybrał jedną osobę,która została "polecona" przez kierownika(powiązania rodzinne).
Jeśli tak było, to to jest patologia. Należy z nią walczyć. Jeśli masz dowody i chęć - walcz! Powinno być łatwo.
DarekK napisał(a):
Powoli dostanie pracy równa się z dostaniem na renomowaną Uczelnię.
Dostanie DOBREJ pracy się temu równa. Zbliżamy się do Zachodu, czy tego chcesz, czy nie. Co prawda ciągle jeszcze najbliżej nam do Dzikiego Zachodu...
Zresztą, nie pamiętasz bezrobocia z lat 90-tych... To dopiero była jazda.
DarekK napisał(a):
Nie wiem czy jestem tak zle wykształcony(średnie wykształcenie,matura,zawód technika handlowca).
Teraz studiuję zaocznie inżynierię na 1-szym roku.
Nie jesteś źle wykształcony.
Może tutejszy rynek jest nasycony handlowcami? Może pracodawcy liczą na osoby z doświadczeniem zawodowym? Może... Może...
Może wreszcie na początek masz zbyt wysokie wymagania?
DarekK napisał(a):
Szkoda, że potencjalni pracodawcy nie patrzą na to,że ktoś jest ambitny,studiuje i chce coś w życiu osiągnąć.
Rzeczywiście, szkoda.
A wszystko to oczywiście wina urzędu i urzędników, że pracodawcy patrzą nie na to, że ktoś jest ambitny, studiuje i chce coś w życiu osiągnąć.
Zastanowiłeś się może kiedyś, że to nie urząd tworzy miejsca pracy, a pracodawcy funkcjonujący na terenie powiatu? Urząd pracy w najlepszym przypadku tylko pośredniczy we wzajemnych kontaktach bezrobotnych z pracodawcami, ewentualnie pomaga (ale tylko pomaga!) pracodawcom przez refundacje, pożyczki i podobne działania.
Przecież dyrektor urzędu nie mówi: 'ja wam kolego prezesie podeślę 20 ludzi, a wy ich zatrudnicie. A wam kolego naczelniku podeślę 30, na pewno coś się dla nich znajdzie. A kolega szewc dostanie tylko jednego, ma mały zakład - to ten jeden mu wystarczy.'
DarekK napisał(a):
Ogólnie bez sensu
Z chęcią bym przyklasnął temu stwierdzeniu, ale obawiam się, że zostałoby odebrane zbyt osobiście
canario napisał(a):
Wspaniałe słowo - różnica w moim mniemaniu jest taka jak pomiędzy "chciałem zrobić" a "zrobiłem.
Jasne.
A gdybym nie sprostował, a Ty sam byś na to wpadł, to miałbyś w ręku doskonały argument na to, że nie wiem nawet o czym piszę.
canario napisał(a):
Wyprowadź mnie z błędu, jeżeli nie dostrzegam tej "ukrytej głębi" pracy urzędniczej. Zastanawia mnie tylko jakie cele są stawiane przed takimi osobami przez ich managerów. Im mniej osób się zarejestruje tym większą premię dostaniesz?
O czym Ty w ogóle mówisz? Jakie cele, jacy managerowie? W urzędzie?!
Jeszcze długo długo musi ta nasza biurokracja ewoluować, aby posługiwać się tymi słowami.
Praca w urzędzie to do niedawna mechaniczne i rutynowe przekładanie papierków, bo przy tej ilości bezrobotnych i przy tej ilości pracowników nic więcej nie było możliwe.
Dopiero od niedawna to się zaczęło zmieniać - z ludźmi trzeba teraz pracować, poświęcać im więcej czasu. Ludzi nie ubyło, personelu nie przybyło. Jak to robić? Na razie się uczymy.
Dlaczego dopiero teraz? Po raz kolejny odsyłam na Wiejską.
canario napisał(a):
W statystykach osoba, która znalazła zatrudnienie wygląda tak samo jak osoba, której zbrzydło co miesięczne "odchaczanie" się w UP.
Po pierwsze - w dawnych złych czasach statystyka rzeczywiście była jednym z wyznaczników (ale nie jedynym i nawet nie najważniejszym) skuteczności. Na szczęście już tak nie jest, bo rynek pracy zmienił się diametralnie.
Po drugie - przecież odhaczanie się nie jest przymusowe. Nie jest przymusowa rejestracja. Nawet rejestracja na potrzeby ubezpieczenia zdrowotnego, co na przykładzie Twojej Matki wyłożyłem wyżej.
canario napisał(a):
Jak na osobę o raczej liberalnych poglądach na rynek może to zabrzmieć dość lewicowo, ale uważam, że nie tak powinno wyglądać realizowanie programu 50+
A jak?
Osobiście chętnie się zapoznam z Twoim pomysłem. Serio.
canario napisał(a):
Proponowanie podjęcia ciężkiej fizycznej pracy osobie w wieku przedemerytalnym i konkurowania na równych warunkach z osobami o 25 lat młodszymi jest haniebne.
Jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało - osoby w wieku przedemerytalnym nie są osobami w wieku emerytalnym, więc jeśli chcą, to mogą pracować i mogą być kierowane do pracy, jeśli świadomie wzięły na siebie obowiązki wynikające z faktu pozostawania zarejestrowaną osobą bezrobotną.
O żadnej konkurencji z młodszymi o połowę nie ma mowy, bo jeśli było konkrektne skierowanie, to na konkretne stanowisko. Albo by się sprawdziła, albo nie. Jeśli nie, to w najgorszym przypadku można się ponownie zarejestrować. Prawda?
Najzdrowsza sytuacja na rynku pracy, jaka może być.
canario napisał(a):
Organizowanie kursów, które nie startują ze względu "na brak zainteresowanych" też nie jest powodem do dumy.
Całkowicie przyznaję Ci rację.
Jak wspominałem poprzednio - nie wiem do końca o co tu chodzi.
canario napisał(a):
W firmie prywatnej trudniącej się zarządzaniem potencjałem ludzkim inaczej do sprawy się podchodzi. Nawet w tak "niesławnych" firmach jak Addeco czy Manpower lepiej ludzie wywiązują się z "misji". Nie dość, że osoby, które zgłaszają się do nich znajdują pracę to jeszcze podmioty te generują dochód.
Ale rozumiesz, że Urząd NIE TWORZY żadnych miejsc pracy???
Bo nie ma potemu żadnych narzędzi!
To pracodawcy tworzą miejsca pracy, mogąc ewentualnie korzystać z pomocy urzędu.
Jeśli pracodawca nic nie stworzy, to dlaczego kierujesz pretensje do urzędu a nie do pracodawcy?
A nawet jak stworzy, i chce zatrudnić ludzi za pośrednictwem urzędu, to też masz pretensje, że urząd ich tam kieruje. Jakieś rozdwojenie...?
canario napisał(a):
O takich "udogodnieniach" jak kursy dla pracowników czy organizowanie dowozu do pracy nie wspomnę.
Oczywiście czytałeś ustawę?
Wiesz, że można refundować koszty przejazdu do pracy, koszt zatrudnienia opiekunki do dziecka, i jeszcze parę innych rzeczy?
megi napisał(a):
A co do urzędników to ostatnio jedna Pani zapytała znajomego jak to jest że nie pracuje a żyje , głównie interesowało ją z czego żyje. Nic dodać nic ująć
Może spójrz na to z tej strony: każdy podczas wizyty stwierdza pod rygorem odpowiedzialności karnej za składanie nieprawdziwych oświadczęń fakt osiągnięcia lub nie osiągnięcia dochodów.
Toczyło się kilka spraw w tym temacie.
Może niech sobie Twój znajomy pracuje, ale np. nie przychodzi do urzędu w ubraniach roboczych? (To nieco przejaskrawiony, ale z życia wzięty przykład).
Może też, jeśli się zastanowisz, to dojdziesz do wniosku, że ten Twój znajomy (zakładając, że pracuje "na czarno") okrada tę panią, Ciebie, mnie, a nawet... siebie.
canario napisał(a):
UP takim zasadom nie podlega i bardzo dużo kosztuje każdego z nas.
I nas.
canario napisał(a):
Nie mówię, że UP nie jest potrzebny, ale jestem przeciwny działaniu w stylu "sztuka dla sztuki".
Nikt nie jest doskonały, ale nazywanie czyjejś pracy sztuką dla sztuki, gdy nie ma się o tej pracy zielonego pojęcia, to lekka przesada.