Ponad dwa lata minęły od wydania tego zbioru opowiadań
starego kumpla Okiego i Autor ów już zdążył wydać dwie swoje kolejne książki. Przez ten czas opublikowano liczne recenzje owych sześciu opowiadań. Jest ich
[url=
https://www.google.pl/#hl=pl&gs_nf=1&to ... 80&bih=867]bardzo dużo[\url] i są zróżnicowane. Amatorzy tego rodzaju literatury chwalą pisarstwo Adama Zalewskiego, inni miewają pewne uwagi formalne, i choć nie są to książki dla miłośników opowieści sielsko-anielskich i innych literackich słodkości, to Autor ma już licznych sympatyków swojej mrocznej twórczości.
Interesujące jest konfrontowanie własnych wrażeń po lekturze tych opowiadań z opiniami innych czytelników. Spośród kilku przeczytanych trafną wydaje mi się recenzja osoby specjalizującej się w tym typie literatury na jej portalu
„Książki zbójeckie” Danuta Awolusi napisał(a):
Upiorny taniec śmierci, który wstrząsnął mieściną, zaczął się w niedzielę. Tak właśnie – Adam Zalewski prosi nas do tańca, w którym każdy będzie miał okazję zapoznać się bliżej z jej wysokością – śmiercią. W kółeczku sześciu tancerzy, których poznamy w tomie „Sześć razy śmierć”.
Opowiadanie, to bez wątpienia najtrudniejsza forma literacka. Twórcy bardzo często wpadają w jej pułapkę, siląc się na koncept, coś oryginalnego, co w rzeczywistości zamienia się w bełkot. Zbyt mało czasu na przekazanie treści, zbyt wiele chęci, aby te kilka, bądź kilkanaście stron zamienić w arcydzieło, literacką perełkę. Tymczasem Adam Zalewski zupełnie zaskakuje. W swoich opowiadaniach tworzy mocnych, nietuzinkowych bohaterów, którzy dosłownie od pierwszego zdania porywają nas ze sobą w wir wydarzeń. Narracja autora jest tak samo wartka, prosta i odzwierciedlająca rzeczywistość, jak we wszystkich poprzednich powieściach. To świadectwo tego, że Zalewski jest w pełni świadomy swej prozy, zaś to, co wychodzi spod jego pióra jest autentyczne i szczere. Nie ma tu próby stworzenia czegoś nowatorskiego na rzecz opowiadania – takie działanie kończy się najczęściej klęską. Opowiadania Zalewskiego to dopieszczone kawałki, ale przede wszystkim – jego nieodrodne dzieci, których nie może się wyprzeć.
„Sześć razy śmierć” to oczywiście zetknięcie z mocną, emocjonalną prozą. Tu Zalewski jest w pełni konsekwentny. Takie opinie czytamy przy niemal każdej recenzji utworów pisarza. Tymczasem, po raz kolejny, Zalewski daje nam znaki, że należy spojrzeć głębiej, odrzucić stereotypowe myślenie, dać się porwać klimatowi, który tak detalicznie odtwarza. Jego słowa potrafią zaboleć, ale także chwytają czytelnika za gardło prostym i żarliwym językiem:
- Wesołych świąt, kochana – Przywarli do siebie mocnym uściskiem. Trwali tak przez kilka minut. Wreszcie spróbowała się cofnąć. Nie puszczał jej. Kurczowo i desperacko trzymał w ramionach jej ciało. Jak gdyby od tego zależało jego życie.
- Nie odejdę, Ken. Nie dzisiaj – szepnęła.
Osiedle drwali
W tej scenie widać uczucia, które nie mają w sobie nic z banału, ale budują specyficzną relację pomiędzy narratorem a odbiorcą. W tych opowiadaniach jest nie tylko krew i przemoc, ale także miejsce na refleksję, spokój i podstawowe wartości, obecne już w debiutanckiej powieści Zalewskiego. Obok uczuć, odnajdziemy także zachwyt przyrodą, romantyczny i niewinny:
Istotnie. Było uroczo. Zieleń, skały i znowu zieleń. Szmer ukrytego strumyka. Promienie pełzające po markizie. Odległy gwar ulicy. Zapach ziół wiercący w nozdrzach. Bosko!
Nad rzeką węży
Wsłuchując się w te słowa można na chwilę przenieść się w dziewicze tereny Stanów Zjednoczonych, jednak szybko trzeba wybudzić się ze snu. Zalewski idzie bowiem krok dalej, zanurza się w grząską głębinę ludzkiego umysłu i znajduje tam nie tylko podłość, ale zarzewie choroby. Łatwo ocenić bohatera „Kilofa”. Ojciec katujący rodzinę, wcielone zło, sadysta czujący radość zrodzoną z bólu i strachu innych. On zasługuje na społeczne potępienie, na śmierć. Jednak o wiele trudniej zaszufladkować bohatera „Rzeźbiarza”, w którego głowie lęgnie się schizofrenia – nieprzewidywalna, podstępna, nieobliczalna choroba odbierająca władzę nad umysłem i czynami. Tytułowy rzeźbiarz pragnie tworzyć w ludzkim ciele, początkowo swoim, ale później także cudzym. To właśnie w tym opowiadaniu, czytelnik doznaje bólu czytania, każde słowo rodzi się z krwi i cierpienia, błagamy o litość, ale choroba jej nie ma:
Czegoś równie potwornego nie widziała nigdy w życiu. Skąpane we krwi zwłoki Wesleya Jordasha kołysały się groteskowo (…). Obie ręce ucięto mu w łokciach, a krwawe przedramiona sterczały wbite w jego plecy niczym upiorne skrzydła
Rzeźbiarz
Czy to jest zło? Czy choroba, która przeistacza człowieka w bestię, jest rzeczywiście jego wolą, czy siłą całkowicie przysłaniającą myślenie? Schizofrenia, która drzemie w mózgu, czeka na sygnał do ataku, jak bakcyl dżumy u Camusa. Ona nigdy nie śpi głębokim snem, tylko zwodzi spokojem, mami chwilami bez szaleństwa, obiecuje normalne życie.
Pisarz mrozi tą groźbą, wnika jeszcze mocniej w psychikę bohaterów, ukazuje cały tok myślenia i rządzę oprawcy. Po umyśle chorego poruszamy się jak po omacku. Jak zrozumieć psychopatę, co może go usprawiedliwić? Czy my sami nie zaczynamy pragnąć zemsty, ślepej sprawiedliwości?
Zalewski odbiega od swojej zasady, którą wcześniej stosował, kiedy to dobro zawsze zwycięża, nawet, jeżeli wymaga ofiar. Autor pokazuje czytelnikowi, tuż za zakrętem ostatniej strony, że zło też może mieć szczęście, może zatriumfować. Tym razem nie ma bohatera, który zniszczy problem z zarodku, musimy stanąć twarzą w twarz z brakiem wyjścia, brakiem ratunku.
Twórca dokonuje w tomie „Sześć razy śmierć” praktycznie niemożliwego. Prowadząc cały czas tę samą, omawianą wcześniej narrację, przesuwa nam przed oczami krwawe zakamarki ludzkiej psychiki, gawędę, klasyczny amerykański thriller (w opowiadaniu „Krwawy ślad”) oraz opowieść drogi. To wszystko łączy motywem śmierci, która wiruje pomiędzy bohaterami, jak na doświadczoną tancerkę przystało. Odbiorca dostaje kilka kawałków znakomitego słowa, które nie może pozostawić nikogo obojętnym. Zachwyci to miłośników krwawych historii, a także wielbicieli historii życiem pisanych, z dosadnym przesłaniem.