Taka sobie soboto-niedziela.
Kto lubi, ten wie.

Zdenerwowałeś mnie tym reportażem

Widzę, że płyneliście z Iławy.
Tak dla samosprawdzenia powiedz mi Oki.
Żagle1. Z prawej Szałkowo ?.
Zagle2 Las naprzeciwko Jażdżowek zaraz za Sarnówkiem ?
Żagle3. Cypel z lewej przy wejściu na Widłągi ?.

Ciekawe ile punktów zdobyłem, chociaż pewien jestem tylko jednego.

Porcellus

Dwa pierwsze mogę Ci zaliczyć.
Trzecie to Gierczaki.

Jasne teraz widzę, że to Gierczaki, a właściwie południowy cypelek Małego Gierczaka naprzeciw Zimnego Kątka jak mniemam.
A łódka to bakułowy kurier?

Porcellus

Ten akurat nie Bakułowy, raczej Fredkowy (jeśli mówimy o szkutniku)
Sen mu jest

Toś Ty z doktorem pływał Oki.

Porcellus

W moim wieku to już lepiej z doktorkiem
niż z pielęgniarką.
Przynajmniej bezpieczniej

Dobrze mieć takiego kapitana, co jak trzeba na nogi postawi a jak trzeba i żagiel fachowo zaceruje
A i wyciąć jakiś numer może

Porcellus

Taa, a jak trzeba to i w zęzy zajrzy

Fały napnie i maszt postawi

Porcellus

To już chyba musiała by być ta pielęgniarka

Słusznie prawisz, od stawiania masztów są załoganci (załogantki) onegdaj zwani majtkami

Porcellus

Oki, oglądam te Twoje fotki z Jezioraku i oczy mi łzawią. Ostatni raz pływałem właśnie na Jezioraku na omegach ze sklejkowym łatanym poszyciem, dokładnie 30 lat temu.
Uczyłem wtedy w ZSZ 1 i jako jedyny z pokoju naucz. zabierałem sie z młodzieżą na rowerach za Wisłę albo na żagle. (Nieciekawie wtedy traktowano uczniów z zawodówek a poza tym nauczycielom nie opłacała sie szkolna turystyka finansowo.)
Patrzę na detale osprzętu twojej łajby, która pewnie nie jest cudem techniki, ale dla mnie i tak przepaść techniczna.
Zaczynałem żeglowanie w Malborku pół wieku temu na olbrzymiej DZecie dwumasztowej i 10ciowiosłowej a pamiętam, że wiosło było grubości nogi. Mieliśmy też jeszcze większą blaszaną szalupę z wydobytego w Gdańsku pancernika "Gneisenau" (chyba tak ?). Po zdobyciu stopnia żeglarza awansowałem do pływania piękną 18m 2 żagla jolką z mahoniowej klepki. Wydobytą z dna Nogatu doprowadziliśmy do stanu w jakim służyła przed wojną jakiemuś niemieckiemu dygnitarzowi podobno. Byłem w jej załodze, gdy zdobyliśmy w (aż głupio mówić) w 1957 Błękitna Wstęgę Zalewu Wiślanego, co tak uczciliśmy, że przez 2 dni obieraliśmy ziemniaki u rosyjskich pograniczników, gdzie się ocknęliśmy.
Doszedłem do sternika III kl, co wydawał LPŻ i potem nie miałem kiedy zweryfikować stopnia.
W 76 razem z uczniami byłem w Wedze na kursie żeglarza nie przyznając sie do przeszłości
i zdałem. I od tego czasu nie miałem okazji pływać. A żeglarstwo zostało mi tylko jako temat malarstwa i sentymentów.

Jureczku, jak tak dobrze zaczynałeś to było nie bawić się w politykę i zająć miejsce Kozłowskiego
jako instruktor i szkutnik. Przecież zacięcie stolarskie miałeś

A łódka nie jest moja. Zdzichu Żywicki od kilku już lat ma zwyczaj zapraszać mnie
na pierwszy rejs. Mój husky jeszcze w krzakach.