Darek napisał(a):
Czytając treść Twojego pytania, a zwłaszcza jego ostatnie pytanie, zdecydowanie daj sobie spokój
Powyższa porada być może Ci się nie spodoba, ale w swej prostolijności jest doprawdy szczera i sensowna. (Poradź się choćby anonimowo u któregoś z pracowników Kodaka, jeśli w tych placówkach są jeszcze tacy oprócz ich właściciela.
Ta branża pada w tempie proporcjonalnym do spadku cen aparatów cyfrowych. Zaczęło się od samej "góry" gdzie wywalono z Kancelarii Premiera wieloletniego fotografa (parę lat przed emeryturą) zlecając
foto-obslugę tej firmy jakiejś agencji. Gazety, portale i wydawnictwa też już od dawna pozbywają się etatowych fotografów i już nie płacą za publikowanie nadesłanych zdjęć, każąc się oblizywać ich autorom za sam zaszczyt dostąpienia publikacji ich fotografii. Z wielkiej
stajni wybitnych fotografów foto-agencji G.Wyborczej pozostał tylko Krzysztof Miler i może jeszcze tam ktoś. Ta tendencja
rozlała się na przeróżne konkursy fotograficzne, których twórczy plon staje się "za friko" własnością organizatorów. A mało tego, to napaleńcy foto-pstrykania, by się popisać (co jest w końcu naturalne) muszą kupować sobie do uprzednio zakupionych smartfonów specjalne aplikacje, którymi dostarczą agencjom swe fotki. Tam powstaje ich baza, z której będziemy mieli przy każdej policyjnej wiadomości zdjęcie tego samego "koguta" a przy każdym pożarze w Polsce fotę tego samego sympatycznego strażaka. Nawet uczestnik byle konkursu dla fotoamatorów musi już opłacać swoje zgłoszenie.
To Twoje pytanie:
Cytuj:
czy warto zakładać Kwidzynie firmę, w której będę chodził na różne imprezy okolicznościowe i robił tam zdjęcia?
przywołało mi wspomnienie sprzed lat, gdy w %% atmosferze wypłakiwał mi się w klapę pewien weteran sopockich
"leicarzy".
"Leicarz" to nie istniejący już zawód fotografa ulicznego, który właśnie z "Leicą" w ręku czatował na wycieczki rodzinne głównie w miejscowościach wczasowych, np. na sopockim molo. Wybiegał taki przed klientów markując pstrykanie a potem wręczał wizytówkę i jeśli dali mu zaliczkę za zdjęcia, to podawał wizytówkę z adresem odbioru zdjęć i dopiero wtedy już faktycznie fotografował klientów mówiąc, ze to tak „na wszelki wypadek”. Ten mój rozmówca miał swa specjalność funeralną, czyli pogrzebową. Z pewnym zyskiem obsługiwał pogrzeby ale skarżył się na spadającą opłacalność zajęcia, a w końcu na upadek swej „firmy”. Z tego co pamiętam z opowieści tego gościa (wartej odrębnego opowiadania), to uważam, że mógłby on zrobić doktorat z psycho-socjologii pogrzebów.
By nie brnąć już dalej w ten temat to zapamiętałem jego potwierdzoną praktyką teorię, że żal jego klientów po utracie swych bliskich, już po dwóch dniach nie przekładał się na chęć zapłaty za zamówioną usługę fotograficzną. Tłumaczył się, że to owe stresy pospiesznej nocnej pracy w ciemni wpędziły go w … w wiadomo co głównie w
"Spatifie" gdzie go poznałem.
Może niepotrzebnie też Cię odwodzę od podjętych planów, i pewnie nie musisz mieć koniecznie akurat
Leicę. Gdybyś się jednak upierał przy swoim postanowieniu to weź aparat i krąż tam na końcu Malborskiej. Przynajmniej sprawdzisz jak to działa dzisiaj.