Prezenty potrafią sprawiać przyjemność obustronną. Bezinteresowne podarki są satysfakcją zarówno obdarowanemu jak i dla darczyńcy. Czasami jakiś przedmiot otrzymany od kogoś w dalekiej przeszłości potrafi stale przypominać o tej osobie, chociaż już dawno jej nie ma, albo żyje gdzieś na końcu świata. Mam kilka narzędzi codziennego użytku, które co jakiś czas, gdy biorę je do ręki przywołują wspomnienie osoby, która mi je przekazała razem z historią danego przedmiotu. To pewien sposób zaistnienia kogoś, z kim nie mam fizycznego kontaktu, a tylko chwilowe przebłyski jakiegoś spotkania w chwilowej przyjaznej myśli. Np. czasami używam noża wykonanego z brzeszczotu w obozie jenieckim gdzieś w czasie okupacji. Wówczas jakoś bezwiednie i automatycznie przypominam sobie poprzedniego właściciela tego przedmiotu, w którym pozostał jego gest życzliwości. Inną rzeczą, która potrafi wywołać łączność z osobą żyjącą na odwrocie kuli ziemskiej, to mały obrazek, który choć już opatrzony, to włazi mi ciągle w oczy. Ktoś znajomy przysłał mi z Australii oryginalny malunek wykonany przez jakiegoś Aborygena. Mnóstwo kolorowych plamek stanowi abstrakcyjny obrazek z załączoną opowieścią autora o historii, którą on ma przedstawiać. Ja jednak ile razy zaczepię oczami o ścianę z tym obrazkiem, to widzę tam tylko swoje dzieciństwo spędzone w towarzystwie osoby żyjącej teraz na odległym kontynencie, której z pewnością już nigdy nie zobaczę, tak jak i dawno minionych czasów.
To pewnie przychodzi z wiekiem, gdy do łba zaprzątniętego codziennością coraz częściej dobija się „melancholia” podsuwająca obrazy, słowa i postacie z przeszłości. Jak to bywa, z biegiem lat niewiele spraw przybrało oczekiwany obrót i jakąś sentymentalną satysfakcją staje się wówczas puszczanie sobie akompaniamentu piosenek z czasów, gdy człek miał więcej nadziei niż szans.
Najlepszym autorem-terapeutą bywa mi w tym Jan Krzysztof Kelus, którego spokojne, gorzkie i mądre utwory z lat 80-tych przywracają mi równowagę ducha. Za każdym razem, gdy w oczekiwaniu takiego pozytywnego oddziaływania piosenek Kelusa nastawiam jego płytę, to nieodmiennie pojawia mi się z sympatycznym wspomnieniem osoba, która w swoim czasie sprawiła mi ten prezent. W takich chwilach nie pamiętam już swoich zawziętych zapędów dyskusyjnych toczonych tu z Darkiem, zapominam swoje i jego podchody, i …. dla tego powodu coraz częściej słucham Kelusa. Jak to niby niewiele znaczący prezent sprzed kilku lat jest w stanie łagodzić obyczaje i budzić pozytywne skojarzenia. Polecam innym. Na nasze marcowe bunga-bunga koniecznie muszę zdążyć z jakimś suwenirem dla koleżki Darka, ale takim o podobnym działaniu jak te Kelusowe płyty od niego.
|